Nie bez powodu używa się określenia – „to jest ale Meksyk; to jest dopiero Meksyk; czeka nas prawdziwy Meksyk”. Używając tych wyrażeń możemy mieć na myśli  przede wszystkim pewnego rodzaju wyzwanie, zapowiedź czegoś, z czym przyjdzie nam się zmierzyć, coś co może być ciekawe, kolorowe jak Meksyk, ale i zarazem trudne.

Wybrałam się ze swoim parterem w miesięczną podróż do Meksyku i ten artykuł został nią zainspirowany.
Wspólne podróże bardzo wpływają na związek dwojga ludzi. Po takiej podróży, gdzie mamy wspólne przeżycia, przygody i pokonane przeciwności – związek się bardzo umacnia i buduje.
Czasem natomiast, jeśli pojawią się przeciwności, związek może się podczas takiej podróży rozpaść, gdyż para ludzi nie udźwignie wyzwań. Czasem też rozstają się, gdyż podczas takiego ciągłego przebywania ze sobą, stwierdzają, że nie są np.  w stanie ze sobą wytrzymać, albo coś kogoś drażni w tym drugim.

Dlaczego w ogóle piszę o wyjeździe, czy on coś w ogóle daje parze? Owszem! Taki wyjazd wnosi bardzo wiele dla związku. Można się na nim poznać wzajemnie lub poznać jeszcze lepiej, jeśli już znamy się od jakieś czasu. Zawsze na takim wyjeździe spotka nas coś, z czym mamy pierwszy raz do czynienia, są to tzw. wyzwania na drodze i one są niezwykle budujące. Możemy sprawdzić się jako jednostki, ale również jako para. Zobaczyć, jak reagujemy, jak ta druga strona reaguje, jak nas wspiera, jak nam towarzyszy, jak robi coś dla nas.

Taka podróż do tak niezwykle malowniczego i kolorowego Meksyku rozpala zmysły, czasem potrafi wznieść związek na kolejny poziom, zwłaszcza, jak bierze się wspólnie udział w ceremoniach typu Ceremonia Cacao, Temascal, Peyote czy Ayahuasca, które są tam praktykowane jako ich naturalna medycyna.

Taki wyjazd też na pewno zbliża do siebie. Umacnia się relacja. To też może być taki swoisty test, czy dasz radę wytrzymać z tym człowiekiem czy też nie, czy razem wam po drodze, czy się zwyczajnie „rozjeżdżacie” w sposobie spędzania czasu, poglądach, podejściu do życia, czy planach na przyszłość.

Czy ta podróż do Meksyku była wyzwaniem dla nas? Czy spotkał nas przysłowiowy Meksyk? Trochę tak było, bo przeżyliśmy swoje wyzwania J.

Mój Meksyk

Do Meksyku wraz z moim partnerem Zbyszkiem wybraliśmy się wspólnie już drugi raz, więc wiedziałam, z czym się taki wyjazd wiąże i czego można się spodziewać. Pamiętałam, jak było, podobało mi się bardzo, tęskniłam i chciałam tam wrócić, podobnie zresztą jak Zbyszek.
No i oczywiście spodziewałam się powtórki z rozrywki – turkusowej spokojnej wody, słońca, 30 -35 stopni, ciepłych nocy i dobrego ulicznego jedzenia. A tu lądujemy i w zamian mamy chłodny wiatr, chmury, temperaturę maksymalnie do 24 stopni, a wieczory były tak chłodne, że nosiłam ze sobą kurtkę zimową, w której przyjechałam. Zaskoczyło mnie to bardzo, bo spodziewałam się czegoś innego, tego, co było 3 lata temu o tej samej porze. No ale nic, myślę sobie, przecież pogoda zmienną jest i może się poprawi. Na szczęście tak było.

Poprawiło się – słońce wyszło, wiatr ustał, a deszcz przestał popadywać już po dwóch dniach. Odetchnęłam z ulgą, bo miałam dosłownie parę rzeczy do ubioru i tam nic ciepłego z odzieży raczej nie było dostępne, tylko same letnie. Okazało się, że od jakiegoś czasu, pogoda, jak wszędzie na świecie zmienia się, i pojawiają się anomalnie, których doświadczyliśmy na własnej skórze.

Jakie wnioski wyciągnęłam? Słowem klucz są OCZEKIWANIA! Jeżeli oczekujesz, że coś będzie w określony sposób, to możesz się gorzko rozczarować. Jak nastawisz się na ciepło i tu nagle jest zimno, to może popsuć cały twój urlop. Więc lepiej oczekiwań nie mieć i poddać się temu co będzie i jak będzie.

Meksyk to kolorowy i piękny kraj. To kraj, w którym budynki są cudownie pomalowane we wzory, motywy, wizerunki, których nie znajdziesz nigdzie indziej. Budynki mogą być w kiepskim stanie, ale malunki posiadają, co ubogaca, urozmaica i już jest pięknie, aż żyć się chce i oczu nie możesz oderwać. Jednak to, co możesz dostrzec zależy od twojej perspektywy, od tego, z jakiego miejsca patrzysz, w jakim czasie, jakimi oczami. Zależy też pewnie od tego, jakie masz nastawienie do miejsca, do którego się udajesz.

I dało mi to do myślenia! Bo rzeczywiście podczas tego wyjazdu dostrzegałam niektóre miejsca, w których byłam poprzednio, nieco inaczej – czasem lepiej, czasem gorzej.

Podczas podróży odkryłam, że na relację z ukochaną osobą (mam na myśli partnera lub partnerkę) można porównać właśnie do takiego Meksyku. A upływający czas sprawia, że coś ci się bardziej podoba, coś mniej podoba, zakochujesz się na nowo lub masz najzwyczajniej w świecie czegoś dość. Podróż po tym uroczym, czasem nawet niebezpiecznym kraju (niektóre rejony, w jakie się nie wybieraliśmy), jakim jest Meksyk można porównać do życia – do płynięcia przez życie.

Gdzie budynki starzejące się, ale mające cudowne malunki odbierasz jako piękne, bo są kolorowe, promienne i uśmiechają się. Podobnie jest z nami w relacji, w miarę upływu lat nasze ciała się zmieniają, już nie wyglądają tak, jak na początku, jednak jeśli przyświeca im wewnętrzny blask i dbałość, są niczym te malunki na ścianach z Meksyku.

I przypatrywałam się różnym ludziom, różnym parom i zaobserwowałam tak różnorodne piękno w nich i ich relacjach, że aż było miło czasem patrzeć, jak na te kolorowe budynki. Choć nie wszystko, co widziałam, było takie sielankowe i cudowne, niektóre rzeczy były mniej przyjemne.

Jakie wnioski wyciągnęłam? Kiedy tak sobie podróżowaliśmy, to wiele się działo i mieliśmy okazję poznać siebie z innej strony, dotąd wzajemnie niepoznanej, nieodkrytej jeszcze. Ale jak to się mówi, podróże kształcą, więc… No więc ta podróż dużo nas nauczyła i wyciągnęliśmy z niej lekcje. Choć na początku tak się nie wydawało, to wszystko, co nas tam spotkało, było czymś dobrym, za co czujemy teraz wdzięczność.

Bycie ze sobą jest fajne, ale czy zawsze?

Początki są fajne i ekscytujące. Zwłaszcza, jak wspólnie odkrywacie coś nowego. Jak odkrywacie siebie na nowo podczas takiego pobytu. Jak sprawdzacie się w różnych sytuacjach, jakie są wasze reakcje i jak sobie radzicie z wyzwaniami. No i ważna rzecz – przebywacie ze sobą na takim wyjeździe 24 godziny na dobę i to okrągły miesiąc. Można się czasem zmęczyć, a może być pozytywnie cały czas. Nam się udało, było naprawdę dobrze i harmonijnie. Nie wiem, czy tak by było, gdybyśmy zostali jeszcze jeden miesiąc, ale o tym już się nie przekonamy J.

Jakie wnioski wyciągnęłam? Przerwa od ukochanej osoby, jest zdrowa i konieczna. I to jest OK. Fajnie jest zatęsknić za sobą. To potrafi rozbudzić zmysły. Ponowne połączenie jest takie romantyczne.

Podział ról – oczywista oczywistość – nic bardziej mylnego

Czy macie z partnerem ustalony zakres odpowiedzialności, w sensie kto za co odpowiada? Np. ja odpowiadam za rezerwację biletów, a ty odpowiadasz za rezerwację hotelu. No my nie mieliśmy. Rzadko kto tak robi, bo to przecież nie przedsiębiorstwo. Ale ja tak sobie myślę teraz po moich doświadczeniach, że to jednak ważne, aby to ustalić a nie zakładać, że ktoś coś zrobi. Albo uważać, że jak on/ona zrobił/a rezerwację pokoju 4 razy, to 5 raz znów zrobi, że to do niego/niej należy.

Jak obserwuję życie i relacje, to my ludzie mamy tendencję do tego, aby przyzwyczajać się do tego, że jak ktoś coś zrobił, to należy to do jego zakresu „obowiązków”, które będzie dalej wypełniał.

Czasem nawet nie przyjdzie nam do głowy, aby wyręczyć taką osobę lub zapytać, czy jest to dla niej OK., że jest to na jej głowie. Często zdarza się też, że uznajemy, iż dane czynności są męskie, więc zostawiamy je panom, a czasem panowie robią to samo w naszym kierunku, uznając, że jakaś czynność jest „babska” i on się tego tykał nie będzie. A to błąd, jak się pewnie nie tylko w moim życiu okazuje!

Wyzwania na drodze

Czy u nas zawsze było tylko sielankowo? No nie, mieliśmy dwa duże wyzwania, z którymi trzeba było się zmierzyć. Jednym z nich było pozostawienie części kosztownego bagażu przy odprawie, gdzie mieliśmy prezenty dla przyjaciół, drogie kosmetyki i suplementy. A drugim było zrobienie testów pcr na powrót i otrzymanie negatywnego wyniku na COVID, aby wpuszczono nas w ogóle na samolot powrotny z Meksyku do Paryża (na co mieliśmy tylko 1,5 dnia, bo Francja zmieniła nagle obostrzenia obowiązujące od poniedziałku a powrotny wylot mieliśmy już w środę).

Te dwie sytuacje pokazały nam wiele o nas samych – jak możemy się wzajemnie wspierać i na siebie liczyć. To było ogromne przeżycie i dużo nas to nauczyło.

Jakie wnioski wyciągnęłam? Jak jest tylko fajnie, to jest niefajnie. Jak nie masz w ogóle o co się pokłócić, nie ma różnicy zdań, to też niedobrze moim zdaniem. Taki związek jest jałowy, jak rozgotowane ziemniaki bez soli. Lubicie takie? Bo ja nie J!

Wzajemne wsparcie

Czy ja mogę liczyć na drugą osobę, jak mnie brakuje już sił? Czy to musi tak być, że jeśli umiesz liczyć, licz na siebie? Czy masz syndrom Zosi-Samosi i ze wszystkim dasz sobie radę? A jakże – miałam! Ale już mi wystarczy, już potrafię być „słaba” w pozytywnym tego słowa znaczeniu, bo już wiem, że nie muszę być zawsze silna, bo mam kogoś, kto może mnie wesprzeć przez jakiś czas, kiedy ja niedomagam. I aby było jasne, nie chodzi o wieszanie się na tej drugiej osobie. Przecież nikt z nas wieszakiem nie jest i nikt na nikim wisieć nie powinien.

Jakaż spotkała mnie cudowna niespodzianka, kiedy mój Zbyszek zaproponował, że skoro ja mam dwa razy większy bagaż od niego (oby tylko dwa razy J, bo nabrałam trochę tego…) i on może nieść mój a ja mam wziąć jego plecak, zgodziłam się od razu. I pomyślałam sobie, że to takie cudowne móc być „słabą kobietą” i dać ponieść swój bagaż. I to takie miłe i empatyczne z jego strony, że to zaproponował. Nawet się tego nie spodziewałam, bo cały czas powtarzał, że za dużo rzeczy biorę, że i tak nie wszystko mi się przyda. No ale, ja nie potrafiłam zrezygnować z czegokolwiek, co tam zapakowałam i woziłam to ze sobą.

Jakie wnioski wyciągnęłam? Czego nauczyło mnie to doświadczenie? Że już nie muszę być silna, a mogę być „słaba” w swojej kobiecości i to może być moja siła, gdzie mój mężczyzna będzie mógł pokazać swoją „męską” siłę – w mięśniach nosząc mój bagaż i wrażliwe serducho, bo przecież domyśla się, że teraz w duchu przeklinam, że nie wypakowałam tych 3 dodatkowych sukienek, 5 bluzek, 3 par spodenek i 1 dodatkowej pary butów, jak radził.

Zmiana perspektywy

A po powrocie do naszego ojczystego kraju odkryłam, że zmieniła mi się perspektywa, i to nie dlatego, że wypoczęłam, ale również dlatego, że zobaczyłam inny kraj, inny klimat, inne podejście do życia. I po takim doświadczeniu zaczęłam widzieć siebie, swój związek i swoje życie jeszcze inaczej. Jak je teraz widzę? Jak je teraz czuję?

Widzę ile mam, jakie mam szczęście, jaką obfitość – chociażby w tym, w jakich warunkach żyję, na ile mogę sobie pozwolić, ile mam materialne – tam dużo ludzi żyje w ogromniej biedzie i ubóstwie.

Czuję ogromną wdzięczność, że jestem tu gdzie jestem, że żyję tu gdzie żyję, że robię to co robię, że mam tyle ile mam, że kocham tak jak kocham, że jestem kochana, że jestem wspierana, że jestem szanowana. Jestem również wdzięczna za to, że tam pojechałam – do Meksyku, że zwiedziałam, zobaczyłam i wróciłam tutaj – do siebie, do swojego domu, do swoich zadań i swojej pasji.

Artykuł został inspirowany własnymi doświadczeniami z miesięcznej podróży po Meksyku, za którą jesteśmy oboje wdzięczni i nie żałujemy, że się na nią zdecydowaliśmy w tak trudnym czasie, jakim jest COVID.

Udostępnij ten artykuł:

Autor:
mgr Monika Andrzejewska

Terapeuta EFT, Seksuolog
Specjalista Tradycyjnej Medycyny Chińskiej

Pracuję z ludzkimi emocjami, umysłem, dolegliwościami ciała oraz seksualnością. Pomagam usuwać stres, napięcia, negatywne myśli, przekonania i lęki. Pracuję z osobami, które są zestresowane, wyczerpane psychicznie i fizycznie. Cierpią na depresję, zaburzenia trawienia i łaknienia. Mają problemy natury seksualnej, nie mogą obie poradzić z rozstaniem czy zdradą oraz nie wierzą w siebie.